Wyszli, a sala stała się pusta... Tak zresztą jak serce Christi. Nie mogła znieść uczucia, że Jego nie ma już z nią. Rozpłakała się już na dobre... Jej mama wyglądała strasznie, jeszcze nigdy nie widziała jej w takim stanie. Po jakimś czasie zasnęła... Odpłynęła do krainy snu, gdzie prowadziła beztroskie życie. Właśnie spacerowała po plaży z Paillem gdy usłyszała głos;
-Christi. Słyszysz mnie ? - Została ściągnięta na ziemie.
- Dlaczego mi to robicie ?! - zapytała dziewczyna z wyrzutem.
-ale..co masz na myśli ? Chcemy Ci pomóc. Musisz zacząć normalnie jeść, bo inaczej nie wrócisz do pełni sił.- powiedziała jej miła pani. Miała może 17 lat ?
- Przerwałaś mi spacer z bratem. Jak mogłaś ?!
- Przepraszam. Po prostu, pomyślałam, że może zechciałabyś coś zjeść...albo pogadać z kimś...- odpowiedziała jej dziewczyna z uśmiechem.
- Nie.! Chcę żebyś wyszła stąd w tej chwili. Ja chcę zostać sama.
- Dobrze. Ale gdybyś czegoś potrzebowała to tu masz przycisk... i zawsze ktoś do Cb. przyjdzie. Okk?- młoda kobieta nie dawała za wygraną.
- jasne... - odpowiedziała ironicznie Christi.
Znowu została sama. Chciała się rozpłakać, ale brakowało jej łez. Nie miała ochoty na nic. Burczało jej w brzuchu, ale na samą myśl o jedzeniu było jej niedobrze.
ROZDZIAŁ 2.
- Hej. Jak się dzisiaj czujesz ? - uśmiechnięta blondynka znów odwiedziła dziewczynę.
-cześć. Bywało lepiej...- odpowiedziała obojętnie Christi.
-Przyniosłam Ci kilka gazet. Nie wiem co lubisz czytać, no ale masz wybór. Jest kilka dla nastolatek i jakieś o modzie. A może zjesz coś? Na pewno jesteś strasznie głodna.- paplała dalej nie zważając na to że Christi jej nie słucha.
- Nie dziękuje. Poczekam aż przyjdzie ktoś z rodziny....
- okk. O ktoś idzie. To ja wpadnę później. :) - powiedziała na odchodne i już jej nie było.
Ale za to do sali weszła ciocia Dorote.
-heeej Mała. Jak się dzisiaj czujesz ? Wyglądasz o wiele lepiej.- Ta ciocia była jej ulubioną.
- Cześć ciociu. Może być. Czasami bywało lepiej.
- a może się do mnie uśmiechniesz. Zobacz. Śnieg pada. Za niedługo Wigilia...
-Wigilia... Tak. Ale ja jej nie chcę. Chcę żeby ten miesiąc już się skończył... Wogóle, żeby całe moje życie już się skończyło... Gdy nie ma w nim najbliższej mi osoby nie mam po co żyć...- powiedziała ponuro nastolatka.
- Ej Skarbie. Nie możesz tak mówić. Nawet myśleć Ci tak nie wolno !. Jesteś młoda masz całe życie przed sobą. Pamiętaj masz kochającą rodzinę. Tata, który zawsze Cię wesprze. Mama, jest bardzo zdołowana ale musisz jej pomóc. Obydwie musicie sobie pomóc. Wiesz najlepiej jeżeli ma się wsparcie w bliskich. Z rodziną u boku zawsze wszystko się uda !. Jest jeszcze Mark. Próbuje pomóc Twojej mamie jak najbardziej. On ją bardzo kocha.
- Wiem... Paill i ja odkąd pojawił się w naszym życiu bardzo go polubiliśmy. Mama przy nim zawsze się uśmiechała. Ale...Ja nawet nie zdążyłam pożegnać się z moim skarbem !... On leży teraz w "ziemi", a ja już nigdy go nie przytulę !. Ty nie wiesz jak to jest. Ty masz mamę, wujka Andrewa, kochającego Cię męża i dzieci....
-Och kochanie... Dobra ale może teraz coś zjesz ? Na pewno jesteś głodna. Hmm... co my tu mamy ?...
Dorote siedziała u Christi jeszcze jakieś 2 godz. a później musiała iść do pracy. Gdy wychodziła do szpitala szedł Mark z Merridith.
-Cześć Christi.- powiedział Mark a mama dała jej buziaka w policzek.
Mark mówił coś jeszcze, zaczął opowiadać o różnych rzeczach. Co dzieje się w jego firmie ochroniarskiej itp. a nastolatka obserwowała swoją mamę która wyglądała bardzo źle, jej oczy zapuchnięte były od płaczu, włosy w nieładzie, bez makijażu.
-mamo...A co u cb? -dziewczyna zdobyła się na odwagę i zapytała chociaż kosztowało ją to dużo wysiłku.
Odpowiedziała cisza. Kobieta siedziała na stołku i patrzyła pustym wzrokiem w ścianę...
- mamo ? -powtórzyła.
-Kochanie... Christi do Ciebie mówi.- Mark podszedł i przytulił kobietę na co ona odwróciła głowę do córki i słabym głosem powiedziała;
- tak ?
- pytałam co u Ciebie... -odpowiedziała słabo córka.
- w porządku...
- czemu kłamiesz ? Przecież widzę że nic nie jest w porządku... A teraz chciałabym iść spać. Możecie już iść. Na dzisiaj mam już dość odwiedzin.... - powiedziała smutno dziewczyna...
- dobrze. Wpadniemy jutro prawda Merriedith ? - zapytał Mark.
- Tak, oczywiście...A i jutro ma przyjść do Ciebie tata. Był tu kilka razy jak spałaś... - odpowiedziała kobieta.
Dochodziła 20;00 . Minęło już trochę czasu od wizyty rodziny, gdy Christi zaczęła odczuwać samotność.
Ledwie o tym pomyślała do sali zapukała ta sama blondynka która przyniosła jej dzisiaj gazety.
- Hej. Pomyślałam że może mogłybyśmy sobie porozmawiać ?- zapytała z uśmiechem na twarzy jak zawsze.
- Hej. Jeżeli chcesz to mów. Ja nie mam ochoty na razie opowiadać o swoim z******m życiu...
- Może się przedstawię... Mam na imię Perrie. Leżałam w tym szpitalu kilka miesięcy... a niedawno wyszłam, tak dokładnie to trzy dni temu. Zapisałam się jako wolontariuszka. Cieszę się że mogłam przeżyć i dziękuje ludziom którzy mi pomogli, a teraz ja chcę pomóc innym. Widziałam jak Cię przywieźli... Byłam tu kilka razy... I pomyślałam, że z chęcią odwiedzę Cię jak się już "ockniesz" -paplała Perrie.
-hmm.. Fascynujące...
- Przepraszam jeżeli przeszkadzam. Po prostu muszę z kimś pogadać...A tak naprawdę.. nie mam z kim. A ty wydajesz się być bardzo sympatyczna....
- taa...Jasne. Słynę z mojej gadatliwości i podrywu chłopaków. Mam 16 lat i kocham dyskoteki. Wyglądam na takiego człowieka ? -zapytała bezczelnie...
- taa... I nie nie wyglądasz ! . Wyglądasz na bardzo sympatyczna dziewczynę która ma może 15 lat. Jest miła i na pewno nie taka bezczelna...Ja mam 16 lat. Wszyscy twierdzą że mam 17. hahaha o rok mnie postarzają.
Zadzwonił telefon Perrie po czym dziewczyna rzekła ;
- oho. wzywają mnie ! muszę się zbierać, ale wpadnę jutro jeżeli nie masz nic przeciwko ?
A więc jest kolejna część. Kiedyś może w nie tak odległej przyszłości napiszę dalszą część ? ...
Wiem, że ta nie jest ciekawa... no ale trudno. Napisałam ją jakoś. Proszę o komentarze ! :)
piątek, 27 grudnia 2013
czwartek, 26 grudnia 2013
- NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE! ....
-już dobrze Skarbie -mama głaskała Cię po głowie.- To tylko zły sen. Ciiii.
"Ufff... To było straszne." Christi odetchnęła z ulgą.
-a czy Paill jest już w domu ? . Bardzo chcę się z nim zobaczyć...- Powiedziała dziewczyna do mamy.
- nie... Nie ma go jeszcze. A miał być o 23. najpóźniej... -odpowiedziała mama troszeczkę podenerwowana.
- Ale... To do niego nie podobne. Która właściwie jest godzina ? - zapytała Christi odczuwając coraz większy niepokój.
- 3. nad ranem...- po chwili odrzekła .
- Mamo ja muszę do niego zadzwonić.
- Próbowałam...I to wiele razy... Może samolot się opóźnia..albo nie wiem jest jakaś wichura... Poczekajmy do rana. Na pewno się odezwie. - jej mama starała się to mówić z jak największym spokojem jednak jej się to nie udawało... Gdy się czymś denerwowała jej broda zaczynała się część...Dziewczyna potrafiła to zauważyć , nie była już małą dziewczynką i potrafiła wyczuć gdy coś było nie tak. Miała już albo dopiero 14 lat...
Paill miał przyjechać na święta... Za granicę wyjechał do szkoły... Bardzo chciał spróbować innego życia, takiego jakie było tam. Miał okazję ponieważ jego ojciec tam mieszkał. Paill był o 3 lata starszy od Christi. Nie mieli więcej rodzeństwa. Ich ojciec wyjechał za granicę do pracy, miała być to szansa na lepsze życie, mieli do niego dolecieć jak trochę się odrobi. Po kilku latach okazało się jednak, że ich rodzice oddalili się od siebie za bardzo.. Tata poznał tam kogoś, mama zresztą też. To dziwne, jak udało im się to ukrywać tyle czasu...Po 3 latach ( tata przyjeżdżał jeden czasami dwa razy na dwa miesiące.) przyjechał na dłużej. Nie mieli czasu na zastanawianie się dlaczego, byli zbyt szczęśliwi tym że będą całą rodziną w komplecie . To znaczy tak im się wydawało... Pewnego wieczoru jednak rodzice zaprosili rodzeństwo do salonu.
Gdy dzieci usłyszały o rozwodzie ich świat się zawalił. Chri rozpłakała się ale jej brat wziął ją w swoje ramiona... Poszli wtedy na dłuuugi spacer. Rozmawiali bardzo długo . On miał 14 lat ale był wyjątkowo dojrzały jak na swój wiek, Chris miała 11 lat i bardzo przeżyła rozstanie rodziców. Od tego spaceru rodzeństwo bardzo się zżyło. Rozmawiali ze sobą o wszystkim.Miała w nim wsparcie.
Gdy chłopak skończył 16 lat poprosił ją na rozmowę i powiedział o swoich planach ( wyjeździe do ojca...), o tym że to będzie perspektywa na lepsze życie dla niego. Rozmawiali ze sobą całą noc. Ona płakała ale w końcu się zgodziła gdy obiecał że codziennie będzie dzwonił i często przyjeżdżał, a na ferie i wakacje pojedzie do niego i taty.
I tak wyjechał...
Teraz czekała na niego i nie mogła zasnąć ale gdy w końcu jej się udało, obudził ją ten straszny koszmar.. Gdy zastanawiała się nad snem... okazało się że nie ma pojęcia dlaczego zaczęła krzyczeć..wiedziała, że w tym śnie strasznie płakała...
Poszła z mamą do kuchni, wiedziała że nie zaśnie. Nalała wody do dwóch szklanek i postawiła na stole... Miała bardzo złe przeczucia. Wzięła tableta i zaczęła sprawdzać info. na temat samolotu którym miał wracać jej kochany braciszek... Gdy nagle zadzwonił telefon...
-słucham ? - Mama dziewczyny podbiegła do telefonu.
Przez jakiś czas tylko potakiwała...a po chwili łzy zaczęły spływać jej po twarzy...
-ale.. to nie możliwe!.. nie-e-e-e....Dziękuje , dziękuje za informacje...
-mamo ?- powiedziała Christ...
Odpowiedziała jej cisza...
- mamo !? - powtórzyła...
Łzy leciały po policzkach pani Harrison, a po chwili słychać było cichy szloch..
- błagam ! ... powiedz coś. Co się dzieje ?! ... - próbowała dowiedzieć się czegokolwiek..
- kochanie... tak... tak mi przykro... Paill... Paill... On...nie żyje !
- nieeeeeeeeeeee! błagam powiedz że to nie prawda ! no błagam! !! ... - wyszeptała dziewczyna po czym rzuciła się do biegu... Wybiegła na dwór, biegła i biegła aż poczuła że nogi odmawiają jej posłuszeństwa...
Padał deszcz, była cała przemoczona ale nie zwracała na to uwagi... Dopiero teraz poczuła chłód jaki przeszył jej ciało... Miała na sobie getry, tunike z długimi rękawami i bluze... Był grudzień ale i tak nie było śniegu, strasznie padał deszcz. Na ulicach było wyjątkowo pusto. Obróciła się dookoła żeby zobaczyć gdzie się znajduje. Była dosyć daleko od domu. Nie wzięła telefonu...Właśnie sobie uświadomiła jak egoistycznie się zachowała... Zostawiła mamę samą, a ona czuła się tak samo strasznie jak ona... Ale teraz nie miała sił o tym myśleć.. najważniejsze jest to że ... jej najlepszego przyjaciela, najmądrzejszego według niej człowieka , kochanego braciszka nie ma już na tym świecie. Czuła jakby ktoś wyciął jej połowę serca...
Spacerowała kopiąc co chwilę jakieś kamyki, było jej strasznie zimno, ale nie miała siły wrócić do domu... tego samego w którym za chwilę miała być z bratem. Zaczęło się ciemnić, szła pogrążona w myślach...myślała o tym że za wszelką cenę chce być z bratem... nie obchodziła jej cena jaką może za to zapłacić... Była gotowa zabić się aby go tylko spotkać...
Poczuła na ramieniu czyjąś ciepłą dłoń... podniosła wzrok do góry. Był to Mark... ( jej ojczym.)
-Christi!. Bardzo się o Ciebie martwiliśmy. Proszę chodź do samochodu... Mama umiera ze strachu o Ciebie... proszę nie każ jej bardziej cierpieć. Jesteś cała przemarznięta... i blada. Chodź. Proszę....
Po chwili oporów dziewczyna jednak się zgodziła. Jechali... a łzy cały czas leciały jej po policzkach... Chciała umrzeć. Chciała przytulić się do swojego brata usłyszeć jego kochany głos...
Dojechali do domu, Mark otworzył jej drzwi a ona niechętnie "wywlokła" się z samochodu... Weszła do domu, z kuchni słychać było wiele głosów...
- przyjechała ciocia Dorote i wujek Zarry... Może wejdziesz się z nimi przywitać ? - zapytał delikatnie ojczym...
Christi pokręciła jednak przecząco głową... i wbiegła po schodach na górę... Zatrzymała się dopiero przed drzwiami pokoju Pailla. Chciała tam wejść... Jednak coś ją zatrzymywało, czuła jakiś dziwny opór...
Stojąc i patrząc na klamkę po dłuższej chwili otworzyła drzwi... Weszła i usiadła na łóżku... na tym samym na którym rok temu jej kochany braciszek błagał ją o zgodę na "wyjazd do lepszego świata" ... Teraz poczuła do siebie straszy żal.
- DLACZEGO SIĘ ZGODZIŁAŚ ?! ... JESTEŚ GŁUPIA I NAIWNA"- mówił jej głos wewnętrzny...
Znowu zaczęła płakać... Położyła głowę na ulubionej poduszce brata i dała upust swoim emocjom. Leżała gdy ktoś otworzył drzwi... była to ciocia Dorote... Podeszła do dziewczyny i przytuliła ją..
- Proszę wypij to. Będzie Ci lżej... - podała jej jakąś tabletkę i kubeczek wody.
- mogę...mogę prosić żebyś zostawiła mnie teraz samą ? - poprosiła Christ.
-Na pewno tego chcesz ?.
Dziewczyna ledwie zauważalnie kiwnęła głową. Ciocia wyszła a ona położyła się z powrotem i zaczęła przypominać sobie szczęśliwe chwile z bratem... Gdy leżeli na tym łóżku i rozmawiali o wszystkim... O tym kto im się podoba, którzy nauczyciele ich denerwują a których bardzo lubią.... Takie błahostki..a zawsze sprawiały tyle radości... Dopiero teraz uświadomiła sobie jak bardzo jej tego brakowało od wyjazdu Pailla.
Spojrzała na szafkę gdzie były ich wspólne zdjęcia, a obok stał popękany wazon. Przypomniała sobie jak rzucali się poduszkami i jedna z wirujących w powietrzu "broni" trafiła w szklaną ozdobę, później przez całą noc sklejali to aby mama nie zauważyła. A teraz wiedziała że to już nigdy nie nastąpi; Nie pochwali mu się tym że dostała szóstkę z angielskiego, że kupiła sobie nową sukienkę, czy że dostała kwiaty od wielbiciela...On nie pomoże jej już w doborze stroju na dyskotekę, czy nie poleci dobrego filmu który na pewno by jej się spodobał. Dopiero teraz zobaczyła jak bardzo tęskniła za nim od czasu ich ostatniego spotkania które miało miejsce 4 miesiące wcześniej. Miał mnóstwo nauki i nie mógł jej aż tak często odwiedzać...
Obiecał że nadrobią zaległości, że zabierze ją do wesołego miasteczka. Gdy ostatnio rozmawiała z nim na skaypie powiedział że ma dla niej kilka prezentów. Nie mogła się doczekać spotkania z nim, a teraz nagle okazywało się że już nigdy go nie spotka... Ostatni raz zobaczy go w trumnie... nie chciała tego widoku, i stwierdziła że nie może zobaczyć go nie żywego. Chciała zapamiętać go jako wesołego, zawsze uśmiechniętego i służącego pomocą nastolatka.
Nawet nie zauważyła kiedy zasnęła. Śniło jej się że spaceruje z Paillem po wesołym miasteczku. Za chwilę mają iść na "diabelski młyn" . Byli bardzo szczęśliwi...
Obudziły ją krzyki... Otworzyła oczy mając nadzieję że śmierć jej brata to tylko zły sen... Jednak gdy przejrzała się w lusterku zobaczyła rozmazany makijaż...i usłyszała;
- To wszystko Twoja wina ! ... Rozumiesz ?! To przez Ciebie draniu jeden.! ... - krzyczała jej mama.
Zaczęła schodzić po schodach i zobaczyła tatę... Podbiegła do niego i mocno się wtuliła w jego mocne barki...
- Hej skarbie... - powiedział smutno...
Christi nie mogła jednak wydusić z siebie żadnego słowa... Próbowała powiedzieć, że chce umrzeć i być przy bracie jednak żadne słowa nie przechodziły jej przez usta...Nie wydała żadnego dźwięku...
Zrobiło jej się ciemno przed oczami...Otworzyła je dopiero w szpitalu...
- gdzie ja jestem ? - zapytała zdezorientowana....
- o. Marriedith Christi otworzyła oczy! Leż skarbie spokojnie, jesteś w szpitalu...
- Witaj córeczko...- dziewczyna zobaczyła swoją mamę, która wyglądała jak cień człowieka. Ubrana była na czarno, zresztą tak jak jej tata.... Miała strasznie bladą twarz... i wyglądała dużo starzej...
- Dzień Dobry Panno Harrison. Jak się czujesz ?- zapytał pan w białym fartuchu.
- jeszcze nie zdążyłam się zorientować....
-Poproszę wyniki badań dziewczyny z dzisiaj i z wtorku.- powiedział bez emocji lekarz.
- to.. od kiedy ja tu jestem ? - zapytała zdezorientowana nastolatka.
- od tygodnia kochanie...
- a co z pogrzebem Pailla ?!
- odbył się trzy dni temu... Zrozum, nie mogliśmy tyle czekać.- odpowiedział Henry ( jej tata)
Dziewczyna zaniosła się szlochem.. i poprosiła żeby wyszli... Chciała być sama... Nie mogła znieść myśli, że nie pożegnała się z Paillem....
Pisać dalej ? ..okaże się. Proszę o komentarze ^^
-już dobrze Skarbie -mama głaskała Cię po głowie.- To tylko zły sen. Ciiii.
"Ufff... To było straszne." Christi odetchnęła z ulgą.
-a czy Paill jest już w domu ? . Bardzo chcę się z nim zobaczyć...- Powiedziała dziewczyna do mamy.
- nie... Nie ma go jeszcze. A miał być o 23. najpóźniej... -odpowiedziała mama troszeczkę podenerwowana.
- Ale... To do niego nie podobne. Która właściwie jest godzina ? - zapytała Christi odczuwając coraz większy niepokój.
- 3. nad ranem...- po chwili odrzekła .
- Mamo ja muszę do niego zadzwonić.
- Próbowałam...I to wiele razy... Może samolot się opóźnia..albo nie wiem jest jakaś wichura... Poczekajmy do rana. Na pewno się odezwie. - jej mama starała się to mówić z jak największym spokojem jednak jej się to nie udawało... Gdy się czymś denerwowała jej broda zaczynała się część...Dziewczyna potrafiła to zauważyć , nie była już małą dziewczynką i potrafiła wyczuć gdy coś było nie tak. Miała już albo dopiero 14 lat...
Paill miał przyjechać na święta... Za granicę wyjechał do szkoły... Bardzo chciał spróbować innego życia, takiego jakie było tam. Miał okazję ponieważ jego ojciec tam mieszkał. Paill był o 3 lata starszy od Christi. Nie mieli więcej rodzeństwa. Ich ojciec wyjechał za granicę do pracy, miała być to szansa na lepsze życie, mieli do niego dolecieć jak trochę się odrobi. Po kilku latach okazało się jednak, że ich rodzice oddalili się od siebie za bardzo.. Tata poznał tam kogoś, mama zresztą też. To dziwne, jak udało im się to ukrywać tyle czasu...Po 3 latach ( tata przyjeżdżał jeden czasami dwa razy na dwa miesiące.) przyjechał na dłużej. Nie mieli czasu na zastanawianie się dlaczego, byli zbyt szczęśliwi tym że będą całą rodziną w komplecie . To znaczy tak im się wydawało... Pewnego wieczoru jednak rodzice zaprosili rodzeństwo do salonu.
Gdy dzieci usłyszały o rozwodzie ich świat się zawalił. Chri rozpłakała się ale jej brat wziął ją w swoje ramiona... Poszli wtedy na dłuuugi spacer. Rozmawiali bardzo długo . On miał 14 lat ale był wyjątkowo dojrzały jak na swój wiek, Chris miała 11 lat i bardzo przeżyła rozstanie rodziców. Od tego spaceru rodzeństwo bardzo się zżyło. Rozmawiali ze sobą o wszystkim.Miała w nim wsparcie.
Gdy chłopak skończył 16 lat poprosił ją na rozmowę i powiedział o swoich planach ( wyjeździe do ojca...), o tym że to będzie perspektywa na lepsze życie dla niego. Rozmawiali ze sobą całą noc. Ona płakała ale w końcu się zgodziła gdy obiecał że codziennie będzie dzwonił i często przyjeżdżał, a na ferie i wakacje pojedzie do niego i taty.
I tak wyjechał...
Teraz czekała na niego i nie mogła zasnąć ale gdy w końcu jej się udało, obudził ją ten straszny koszmar.. Gdy zastanawiała się nad snem... okazało się że nie ma pojęcia dlaczego zaczęła krzyczeć..wiedziała, że w tym śnie strasznie płakała...
Poszła z mamą do kuchni, wiedziała że nie zaśnie. Nalała wody do dwóch szklanek i postawiła na stole... Miała bardzo złe przeczucia. Wzięła tableta i zaczęła sprawdzać info. na temat samolotu którym miał wracać jej kochany braciszek... Gdy nagle zadzwonił telefon...
-słucham ? - Mama dziewczyny podbiegła do telefonu.
Przez jakiś czas tylko potakiwała...a po chwili łzy zaczęły spływać jej po twarzy...
-ale.. to nie możliwe!.. nie-e-e-e....Dziękuje , dziękuje za informacje...
-mamo ?- powiedziała Christ...
Odpowiedziała jej cisza...
- mamo !? - powtórzyła...
Łzy leciały po policzkach pani Harrison, a po chwili słychać było cichy szloch..
- błagam ! ... powiedz coś. Co się dzieje ?! ... - próbowała dowiedzieć się czegokolwiek..
- kochanie... tak... tak mi przykro... Paill... Paill... On...nie żyje !
- nieeeeeeeeeeee! błagam powiedz że to nie prawda ! no błagam! !! ... - wyszeptała dziewczyna po czym rzuciła się do biegu... Wybiegła na dwór, biegła i biegła aż poczuła że nogi odmawiają jej posłuszeństwa...
Padał deszcz, była cała przemoczona ale nie zwracała na to uwagi... Dopiero teraz poczuła chłód jaki przeszył jej ciało... Miała na sobie getry, tunike z długimi rękawami i bluze... Był grudzień ale i tak nie było śniegu, strasznie padał deszcz. Na ulicach było wyjątkowo pusto. Obróciła się dookoła żeby zobaczyć gdzie się znajduje. Była dosyć daleko od domu. Nie wzięła telefonu...Właśnie sobie uświadomiła jak egoistycznie się zachowała... Zostawiła mamę samą, a ona czuła się tak samo strasznie jak ona... Ale teraz nie miała sił o tym myśleć.. najważniejsze jest to że ... jej najlepszego przyjaciela, najmądrzejszego według niej człowieka , kochanego braciszka nie ma już na tym świecie. Czuła jakby ktoś wyciął jej połowę serca...
Spacerowała kopiąc co chwilę jakieś kamyki, było jej strasznie zimno, ale nie miała siły wrócić do domu... tego samego w którym za chwilę miała być z bratem. Zaczęło się ciemnić, szła pogrążona w myślach...myślała o tym że za wszelką cenę chce być z bratem... nie obchodziła jej cena jaką może za to zapłacić... Była gotowa zabić się aby go tylko spotkać...
Poczuła na ramieniu czyjąś ciepłą dłoń... podniosła wzrok do góry. Był to Mark... ( jej ojczym.)
-Christi!. Bardzo się o Ciebie martwiliśmy. Proszę chodź do samochodu... Mama umiera ze strachu o Ciebie... proszę nie każ jej bardziej cierpieć. Jesteś cała przemarznięta... i blada. Chodź. Proszę....
Po chwili oporów dziewczyna jednak się zgodziła. Jechali... a łzy cały czas leciały jej po policzkach... Chciała umrzeć. Chciała przytulić się do swojego brata usłyszeć jego kochany głos...
Dojechali do domu, Mark otworzył jej drzwi a ona niechętnie "wywlokła" się z samochodu... Weszła do domu, z kuchni słychać było wiele głosów...
- przyjechała ciocia Dorote i wujek Zarry... Może wejdziesz się z nimi przywitać ? - zapytał delikatnie ojczym...
Christi pokręciła jednak przecząco głową... i wbiegła po schodach na górę... Zatrzymała się dopiero przed drzwiami pokoju Pailla. Chciała tam wejść... Jednak coś ją zatrzymywało, czuła jakiś dziwny opór...
Stojąc i patrząc na klamkę po dłuższej chwili otworzyła drzwi... Weszła i usiadła na łóżku... na tym samym na którym rok temu jej kochany braciszek błagał ją o zgodę na "wyjazd do lepszego świata" ... Teraz poczuła do siebie straszy żal.
- DLACZEGO SIĘ ZGODZIŁAŚ ?! ... JESTEŚ GŁUPIA I NAIWNA"- mówił jej głos wewnętrzny...
Znowu zaczęła płakać... Położyła głowę na ulubionej poduszce brata i dała upust swoim emocjom. Leżała gdy ktoś otworzył drzwi... była to ciocia Dorote... Podeszła do dziewczyny i przytuliła ją..
- Proszę wypij to. Będzie Ci lżej... - podała jej jakąś tabletkę i kubeczek wody.
- mogę...mogę prosić żebyś zostawiła mnie teraz samą ? - poprosiła Christ.
-Na pewno tego chcesz ?.
Dziewczyna ledwie zauważalnie kiwnęła głową. Ciocia wyszła a ona położyła się z powrotem i zaczęła przypominać sobie szczęśliwe chwile z bratem... Gdy leżeli na tym łóżku i rozmawiali o wszystkim... O tym kto im się podoba, którzy nauczyciele ich denerwują a których bardzo lubią.... Takie błahostki..a zawsze sprawiały tyle radości... Dopiero teraz uświadomiła sobie jak bardzo jej tego brakowało od wyjazdu Pailla.
Spojrzała na szafkę gdzie były ich wspólne zdjęcia, a obok stał popękany wazon. Przypomniała sobie jak rzucali się poduszkami i jedna z wirujących w powietrzu "broni" trafiła w szklaną ozdobę, później przez całą noc sklejali to aby mama nie zauważyła. A teraz wiedziała że to już nigdy nie nastąpi; Nie pochwali mu się tym że dostała szóstkę z angielskiego, że kupiła sobie nową sukienkę, czy że dostała kwiaty od wielbiciela...On nie pomoże jej już w doborze stroju na dyskotekę, czy nie poleci dobrego filmu który na pewno by jej się spodobał. Dopiero teraz zobaczyła jak bardzo tęskniła za nim od czasu ich ostatniego spotkania które miało miejsce 4 miesiące wcześniej. Miał mnóstwo nauki i nie mógł jej aż tak często odwiedzać...
Obiecał że nadrobią zaległości, że zabierze ją do wesołego miasteczka. Gdy ostatnio rozmawiała z nim na skaypie powiedział że ma dla niej kilka prezentów. Nie mogła się doczekać spotkania z nim, a teraz nagle okazywało się że już nigdy go nie spotka... Ostatni raz zobaczy go w trumnie... nie chciała tego widoku, i stwierdziła że nie może zobaczyć go nie żywego. Chciała zapamiętać go jako wesołego, zawsze uśmiechniętego i służącego pomocą nastolatka.
Nawet nie zauważyła kiedy zasnęła. Śniło jej się że spaceruje z Paillem po wesołym miasteczku. Za chwilę mają iść na "diabelski młyn" . Byli bardzo szczęśliwi...
Obudziły ją krzyki... Otworzyła oczy mając nadzieję że śmierć jej brata to tylko zły sen... Jednak gdy przejrzała się w lusterku zobaczyła rozmazany makijaż...i usłyszała;
- To wszystko Twoja wina ! ... Rozumiesz ?! To przez Ciebie draniu jeden.! ... - krzyczała jej mama.
Zaczęła schodzić po schodach i zobaczyła tatę... Podbiegła do niego i mocno się wtuliła w jego mocne barki...
- Hej skarbie... - powiedział smutno...
Christi nie mogła jednak wydusić z siebie żadnego słowa... Próbowała powiedzieć, że chce umrzeć i być przy bracie jednak żadne słowa nie przechodziły jej przez usta...Nie wydała żadnego dźwięku...
Zrobiło jej się ciemno przed oczami...Otworzyła je dopiero w szpitalu...
- gdzie ja jestem ? - zapytała zdezorientowana....
- o. Marriedith Christi otworzyła oczy! Leż skarbie spokojnie, jesteś w szpitalu...
- Witaj córeczko...- dziewczyna zobaczyła swoją mamę, która wyglądała jak cień człowieka. Ubrana była na czarno, zresztą tak jak jej tata.... Miała strasznie bladą twarz... i wyglądała dużo starzej...
- Dzień Dobry Panno Harrison. Jak się czujesz ?- zapytał pan w białym fartuchu.
- jeszcze nie zdążyłam się zorientować....
-Poproszę wyniki badań dziewczyny z dzisiaj i z wtorku.- powiedział bez emocji lekarz.
- to.. od kiedy ja tu jestem ? - zapytała zdezorientowana nastolatka.
- od tygodnia kochanie...
- a co z pogrzebem Pailla ?!
- odbył się trzy dni temu... Zrozum, nie mogliśmy tyle czekać.- odpowiedział Henry ( jej tata)
Dziewczyna zaniosła się szlochem.. i poprosiła żeby wyszli... Chciała być sama... Nie mogła znieść myśli, że nie pożegnała się z Paillem....
Pisać dalej ? ..okaże się. Proszę o komentarze ^^
Subskrybuj:
Posty (Atom)