-" Bardzo chciałabym zobaczyć jak jesteś szczęśliwa... jak w tym pięknym dniu kiedyś pójdziesz do ołtarza... Ale pamiętaj zawsze będę przy Tobie. Nie ciałem..ale zawsze będę w Twoim sercu... Kocham Cię córeczko..."
- " Ja Ciebie też mamusiu !. .. Nieee... nie opuszczaj mnie błagam ! ...."
- "Przykro mi..."- usłyszałam głos lekarza....
-" Nie ! ... Rozumie Pan ?! . Nie ! Ona żyje ! . Ona tylko śpi... Za jakąś godzinę wstanie !..."
-" Rozumiem że jest Pani w szoku...Siostro proszę podać Pani coś na uspokojenie..."- mówił spokojnie... A ja nadal nie mogłam w to uwierzyć... Jak to się stało ?! .
Miałam tylko ją.... Chociaż... Co stało się z Tatą ? ... Zawsze gdy ją o niego pytałam zbywała mnie ... w końcu przestałam pytać...Pamiętam tylko gdy pewnego dnia wziął walizki i powiedział że to wszystko go przerosło.. A teraz... teraz takie coś... Taki cios . Czym sobie zasłużyłam ?! .....
Po pogrzebie mamy postanowiłam sprzedać nasze skromne mieszkanko i wyjechać w świat.... Do Londynu. Zawsze o tym marzyłyśmy z mamą.. że pojedziemy tam i zaczniemy nowe, lepsze życie... Lecz teraz sama musiałam spełniać nasze marzenia... Jej już nie było... No tak ale tak jak powiedziała jest w moim sercu.. #NAZAWSZE !
W dwa miesiące uporałam się ze wszystkim, Czekałam już tylko na samolot do innego świata. Wiedziałam że nie będzie mi lekko... Ja nawet tak świetnie nie znałam języka...
Przez telefon umówiłam się ze starszą kobietą która niedrogo chciała wynająć pokoik... Stwierdziłam, że na początek będzie to najlepsze rozwiązanie.
Po kilku godzinach byłam w Londynie... Ale tu dopiero zaczynał się kłopot... Musiałam jakoś trafić do domu staruszki..A tego miejsca nie znałam kompletnie. Miałam tylko jakąś mapę... Zaczęłam ją przeglądać i próbować zorientować się chociaż w którym miejscu konkretnie jestem...Gdy wpadłam na kogoś....Podniosłam głowę i ujrzałam przystojnego bruneta o zielonych oczach. Patrzyłam na niego i nie mogłam oderwać wzroku. Było w nim coś pociągającego. Po jakimś czasie jednak zauważyłam że trzyma w ręce jakieś zdjęcie.. Moje zdjęcie ! .
- skąd to masz ? - zapytałam po angielsku trochę zdziwiona.
- Jesteś Victoria ? Ja jestem wnukiem Pani Stayn. Nazywam się Jackob.- przedstawił się szarmancko. I dopiero teraz "zajarzyłam" że wysłałam uprzejmej staruszce moje zdjęcie... A ona wysłała po mnie przystojnego wnuka.. Zapowiadało się nieźle...
- Tak. Mów mi Vicky. - uśmiechnęłam się.. Pierwszy raz od dwóch miesięcy...
- Miło mi. - powiedział i zabrał ode mnie walizkę.
- Mi również. - Ruszyłam za nim.
Po niedługim czasie byliśmy w domu staruszki... Pani Stayn wcale nie wyglądała na tyle lat ile posiadała. Miała duże mieszkanie. Nie spodziewałam się tego. Dostałam śliczny, przestrzenny pokoik ze ślicznym widokami... Od razu się polubiłyśmy z uroczą Panią.
Jackob musiał szybko jechać bo jego ojciec dzwonił po niego.
Starsza Pani miała na imię Veronica. Zjadłyśmy razem obiad, a później oprowadziła mnie po jej mieszkaniu. Poszukiwała miłej lokatorki, ponieważ uważała że ten dom dla niej jednej jest za duży...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~Miesiąc później~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Od miesiąca poszukiwałam pracy...lecz moje wysiłki nie przynosiły rezultatów.. Pani Veronica stała się moją przyjaciółką... mogłam z nią porozmawiać o wielu sprawach. Znałyśmy się dopiero od miesiąca a ja czułam jakbym znała się z nią od bardzo bardzo dawna. To było trochę dziwne uczucie, ale cieszyłam się że mam z kim porozmawiać. Gdy żaliłam jej się że nie mogę znaleźć pracy, ona powiedziała żebym się nie martwiła bo jestem młoda, zdolna i za niedługo będzie lepiej. Na razie miałam jeszcze pieniądze ze sprzedaży "majątku", ale one powoli się kończyły...Pewnego dnia do domu Veronicki przyjechał Jackob.
- Vicky, mogłabyś na chwilkę zejść na dół ? - usłyszałam głos P.Stayn.. Gdy zorientowałam się kto jest z nią, poczułam motyle w brzuchu. Gdy wchodziłam do salonu Jackob uśmiechnął się do mnie i pokazując te swoje śliczne, białe zęby przywitał się ze mną. Kogoś bardzo mi przypominał... tylko nie miałam pojęcia kogo...
- Witaj Vicky.- Gdy słyszałam jego głos nogi w kolanach mi miękły !
- Witak Jackobie. - powiedziałam odwzajemniając uśmiech.
- Kochanie pojechałabyś z Jay'em do sklepu ? . Kupilibyście mi jakieś kwiaty do ogrodu. Ty tak cudnie się na nich znasz... I chciałabym żebyś pomogła mi urządzić przytulnie ogródek. - mówiła Ver.
- Oczywiście. Z miłą chęcią. Za 10 minut będę gotowa. - uśmiechnęłam się do starszej pani i spojrzałam na przystojnego Jay'a. Urocze imię...
Pobiegłam na górę i szybko założyłam czarne rurki, do tego zwiewną koszulkę i kremowe buty na obcasie. Poprawiłam make-up i byłam gotowa do drogi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Te zakupy były rozpoczęciem czegoś pięknego !. Była między nami chemia... Spotykaliśmy się prawie codziennie już od dwóch miesięcy... A ja nadal nie mogłam znaleźć pracy... Dlatego byłam mile zaskoczona gdy Jay powiedział
- Kochana ... Mamy dla Ciebie z moim ojcem propozycję. Poszukujemy kogoś na miejsce asystentki w naszej firmie. Ty jesteś młoda, ładna, mądra, kompetentna i na pewno dasz sobie radę . Czy jesteś zainteresowana taką ofertą pracy ?- zapytał z tym swoim uroczym uśmieszkiem.
- Ale... tak nie wypada..
- Oj skarbie. Jak to nie wypada ? . Proszę zgódź się ! . Taka okazja już więcej się nie powtórzy. Jeżeli Ci się nie spodoba, albo jeżeli znajdziesz coś lepszego zawsze możesz odejść. - Zachęcał mnie..
- No...no dobrze kochanie..
Zamknęłam oczy... A on mnie pocałował. Robił to tak nieziemsko...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Na następny dzień byłam umówiona z nim że mamy jechać do jego rodziców. Jego tata chciał ze mną porozmawiać, opowiedzieć o tym co miałabym robić itd.
Szykowałam się dwie godziny. Założyłam kremową, zwiewną sukienkę... Długo się wahałam nad jej założeniem... W końcu... miałam żałobę. Ale mam zawsze powtarzała że żałobę nosi się w sercu nie na pokaz. A ta sukienka była wyjątkowa.. Bo od niej. Co wieczór modliłam się o nią. Tak bardzo chciałam jej powiedzieć jaka jestem szczęśliwa... i że Jay.. to ten mój wymarzony... Ale ona o tym doskonale wiedziała.
Do sukienki założyłam jasne buty na wysokim obcasie. Moje blond włosy lekko zakręciłam i polakierowałam. Lubiłam jak wyglądały naturalnie... Takiego ułożenia włosów nauczyłam się od mamy. Ona była śliczną kobietą... Zawsze o siebie dbała... . Z makijażem także starałam się nie przesadzić. Jak już wspomniałam ceniłam sobie naturalność...
O 17;00 Jackob przyjechał po mnie. Do jego rodziców nie jechało się długo. Byłam lekko zestresowana... Bałam się ich reakcji na mnie.. Ale nie zamierzałam udawać kogoś kim nie jestem. Co prawda byłam sierotą, nie byłam bogata, szukałam pracy, a ich syn był moim przeciwieństwem pod tym względem. Ojciec dorobił się świetnie prosperującej firmy która ich wzbogaciła....Ale cóż... Widocznie nie mieli wyboru..A może tak naprawdę byli zwykłymi ludźmi i wcale nie wywyższali się jak niektórzy bogacze ?
Gdy tak rozmyślałam samochód zatrzymał się przed Willą państwa Stayn... Ten widok zapierał dech w piersiach. Mój dżentelmen otworzył mi drzwi i podał dłoń. Po chwili staliśmy na środku ogromnego salonu czekając na jego rodziców którzy lada moment mieli zejść na dół.
-Rozgość się skarbie. - powiedział uroczo Jay.
Ja odwzajemniłam jego uśmiech... Moją uwagę przykuły zdjęcia na kominku.. Było ich tam bardzo dużo... Podeszłam tam....
- Heeh... to ja jak byłem mały.... Vicky stało się coś ? Dlaczego masz taką minę ? - zapytał patrząc na mnie..
... Pomiędzy tymi zdjęciami... było jedno... Blondynki, o niebieskich oczach... w kucykach z wianuszkiem na głowie... Nie mogłam w to uwierzyć ...
- K... Kto to ? - zapytałam, lecz te słowa ledwie przeszły mi przez gardło...
- Witam - usłyszałam głos i odwróciłam się...
-To mój tata...A to mama. Poznajcie się to Vicktoria.- powiedział Jackob.
- Dzień Dobry... - powiedziałam... Lecz nic więcej nie chciało przejść mi przez usta... Wraz twarzy zmienił się momentalnie.... Staliśmy chwilę w bezruchu... Myślałam że to wszystko mi się śni..
- Vicky....O Mój Boże... - odezwał się w końcu mężczyzna...
- yyy... tato znacie się ? - padło pytanie z ust Jay'a...
- Witaj! - krzyknęła dziewczyna zbiegająca po schodach.
- Jestem Vanessa. - uśmiechnęła się...
- A ja... Ja jestem Victoria.. Miło mi. - powiedziałam..
Mężczyzna wyminął córkę i zbliżył się do mnie...
- Jesteś zupełnie... zupełnie jak Twoja mama... Tak samo śliczna.. Te włosy.. ona zawsze je tak czesała.... Twoje niebieskie oczy...
- Moje niebieskie oczy są po tobie... Mama miała zielone. - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Miałam ochotę uciec stamtąd...
- Tak... To fakt. Ja.. Ja przepraszam - mówił coś dalej...
Popatrzyłam na Jay'a... i wtedy to zrozumiałam... On.. on był moim bratem !.
- Może usiądziemy ? - próbowała załagodzić sytuację kobieta....
- Nienawidzę Cię ! - wykrzyczałam do ojca i wybiegłam z tego cholernego domu.
Jackob biegł za mną.... Ja biegłam... biegłam i nie miałam zamiaru zwolnić.. Buty wzięłam szybko do rąk i teraz byłam na bosaka. Z każdym kolejnym krokiem czułam coraz bardziej poranione stopy... W pewnym momencie Jay złapał mnie za rękę i zatrzymał.
- Vicky ! Proszę nie wyrywaj się !. - mówił.. a z jego oczu tak samo jak z moich płynęły łzy...
- Ale to nie ma sensu... NIC nie ma sensu... Byłeś jedyny... miałeś być tym wyjątkowym... I jesteś ale co ?! Moim zasranym Bratem ! Rozumiesz BRATEM ! . - mówiłam dławiąc się łzami ...
- Boże... Dlaczego...?! Ja nie mam pojęcia... jak to w ogóle możliwe... Kocham własną siostrę .... tyle że kocham ją jak tą jedyną.... Zakochałem się w Tobie... . Uwierz jest nam tak samo trudno...
- Ty masz wszystkich ... Ja nie mam nikogo ! ... Moja mam nie żyje od kilku miesięcy... Przyjechałam tu dla lepszego życie a wszystko się z*ebało ! Nic już nie ma sensu... Ja nie mam sensu.. Nie chcę już żyć. Chcę do mamy....
- Masz mnie ! . Masz Nas, rodzinę....
- Nie chcę takiej rodziny ! ... Nienawidzę ojca ! Już wiem... wiem kogo mi przypominałeś ... JEGO. TEGO CHOLERNEGO DUPKA..................
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~cdn...