czwartek, 26 grudnia 2013

    - NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE! ....
-już dobrze Skarbie -mama głaskała Cię po głowie.- To tylko zły sen. Ciiii.
"Ufff... To  było straszne." Christi odetchnęła z ulgą.
-a czy Paill jest już w domu ? . Bardzo chcę się z nim zobaczyć...- Powiedziała dziewczyna do mamy.
- nie... Nie ma go jeszcze. A miał być o 23. najpóźniej... -odpowiedziała mama troszeczkę podenerwowana.
- Ale... To do niego nie podobne. Która właściwie jest godzina ? - zapytała Christi odczuwając coraz większy niepokój.
- 3. nad ranem...- po chwili odrzekła .
- Mamo ja muszę do niego zadzwonić.
- Próbowałam...I to wiele razy... Może samolot się opóźnia..albo nie wiem  jest jakaś wichura... Poczekajmy do rana. Na pewno się odezwie. - jej mama starała się to mówić z jak największym spokojem jednak jej się to nie udawało... Gdy się czymś denerwowała jej broda zaczynała się część...Dziewczyna potrafiła to zauważyć , nie była już małą dziewczynką  i potrafiła wyczuć gdy coś było nie tak. Miała już albo dopiero 14 lat...
    Paill miał przyjechać na święta... Za granicę wyjechał do szkoły... Bardzo chciał spróbować innego życia, takiego jakie było tam. Miał okazję ponieważ jego ojciec tam mieszkał. Paill był o 3 lata starszy od Christi. Nie mieli więcej rodzeństwa. Ich ojciec wyjechał za granicę do pracy, miała być to szansa na lepsze życie, mieli do niego dolecieć jak trochę się odrobi. Po kilku latach okazało się jednak, że ich rodzice oddalili się od siebie za bardzo.. Tata poznał tam kogoś, mama zresztą też. To dziwne, jak udało im się to ukrywać tyle czasu...Po 3 latach ( tata przyjeżdżał jeden czasami dwa razy na dwa miesiące.) przyjechał na dłużej. Nie mieli czasu na zastanawianie się dlaczego, byli zbyt szczęśliwi tym że będą całą rodziną w komplecie . To znaczy tak im się wydawało... Pewnego wieczoru jednak rodzice zaprosili rodzeństwo do salonu.
Gdy dzieci usłyszały o rozwodzie ich świat się zawalił. Chri rozpłakała się ale jej brat wziął ją w swoje ramiona... Poszli wtedy na dłuuugi spacer. Rozmawiali bardzo długo . On miał 14 lat ale był wyjątkowo dojrzały jak na swój wiek, Chris miała 11 lat i bardzo przeżyła rozstanie rodziców. Od tego spaceru rodzeństwo bardzo się zżyło. Rozmawiali ze sobą o wszystkim.Miała w nim wsparcie.
Gdy chłopak skończył 16 lat poprosił ją na rozmowę i powiedział o swoich planach ( wyjeździe do ojca...), o tym że to będzie perspektywa na lepsze życie dla niego. Rozmawiali ze sobą całą noc. Ona płakała ale w końcu się zgodziła gdy obiecał że codziennie będzie dzwonił i często przyjeżdżał, a na ferie i wakacje pojedzie do niego i taty.
I tak wyjechał...
     Teraz czekała na niego i nie mogła zasnąć ale gdy w końcu jej się udało, obudził ją ten straszny koszmar.. Gdy zastanawiała się nad snem... okazało się że nie ma pojęcia dlaczego zaczęła krzyczeć..wiedziała, że w tym  śnie strasznie płakała...
Poszła z mamą do kuchni, wiedziała że nie zaśnie. Nalała wody do dwóch szklanek i postawiła na stole... Miała bardzo złe przeczucia. Wzięła tableta i zaczęła sprawdzać info. na temat samolotu którym miał wracać jej kochany braciszek... Gdy nagle zadzwonił telefon...
-słucham ? - Mama dziewczyny podbiegła do telefonu.
Przez jakiś czas tylko potakiwała...a po chwili łzy zaczęły spływać jej po twarzy...
-ale.. to nie możliwe!.. nie-e-e-e....Dziękuje , dziękuje za informacje...
-mamo ?- powiedziała Christ...
Odpowiedziała jej cisza...
- mamo !? - powtórzyła...
Łzy leciały po policzkach pani Harrison, a po chwili słychać było cichy szloch..
- błagam ! ... powiedz coś. Co się dzieje ?! ... - próbowała dowiedzieć się czegokolwiek..
- kochanie... tak... tak mi przykro... Paill... Paill... On...nie żyje !
- nieeeeeeeeeeee! błagam powiedz że to nie prawda ! no błagam!  !! ... - wyszeptała dziewczyna po czym rzuciła się do biegu... Wybiegła na dwór, biegła i biegła aż poczuła że nogi odmawiają jej posłuszeństwa...
   Padał deszcz, była cała przemoczona ale nie zwracała na to uwagi... Dopiero teraz poczuła chłód jaki przeszył jej ciało... Miała na sobie getry, tunike z długimi rękawami i bluze... Był grudzień ale i tak nie było śniegu, strasznie padał deszcz. Na ulicach było wyjątkowo pusto. Obróciła się dookoła żeby zobaczyć gdzie się znajduje. Była dosyć daleko od domu. Nie wzięła telefonu...Właśnie sobie uświadomiła jak egoistycznie się zachowała... Zostawiła mamę samą, a ona czuła się tak samo strasznie jak ona... Ale teraz nie miała sił o tym myśleć.. najważniejsze jest to że ... jej najlepszego przyjaciela, najmądrzejszego według niej człowieka , kochanego braciszka nie ma już na tym świecie. Czuła jakby ktoś wyciął jej połowę serca...
Spacerowała kopiąc co chwilę jakieś kamyki, było jej strasznie zimno, ale nie miała siły wrócić do domu... tego samego w którym za chwilę miała być z bratem. Zaczęło się ciemnić, szła pogrążona w myślach...myślała o tym że za wszelką cenę chce być z bratem... nie obchodziła jej cena jaką może za to zapłacić... Była gotowa zabić się aby go tylko spotkać...
   Poczuła na ramieniu czyjąś ciepłą dłoń... podniosła wzrok do góry. Był to Mark... ( jej ojczym.)
-Christi!. Bardzo się o Ciebie martwiliśmy. Proszę chodź do samochodu... Mama umiera ze strachu o Ciebie... proszę  nie każ jej bardziej cierpieć. Jesteś cała przemarznięta... i blada. Chodź. Proszę....
Po chwili oporów dziewczyna jednak się zgodziła. Jechali... a łzy cały czas leciały jej po policzkach... Chciała umrzeć. Chciała przytulić się do swojego brata usłyszeć jego kochany głos...
  Dojechali do domu, Mark otworzył jej drzwi a ona niechętnie "wywlokła" się z samochodu... Weszła do domu, z kuchni słychać było wiele głosów...
- przyjechała ciocia Dorote i wujek Zarry... Może wejdziesz się z nimi przywitać ? - zapytał delikatnie ojczym...
Christi pokręciła jednak przecząco głową... i wbiegła po schodach na górę... Zatrzymała się dopiero przed drzwiami pokoju Pailla. Chciała tam wejść... Jednak coś ją zatrzymywało, czuła jakiś dziwny opór...
Stojąc i patrząc na klamkę po dłuższej chwili otworzyła drzwi... Weszła i usiadła na łóżku... na tym samym na którym rok temu jej kochany braciszek błagał ją o zgodę na "wyjazd do lepszego świata" ... Teraz poczuła do siebie straszy żal.
- DLACZEGO SIĘ ZGODZIŁAŚ ?! ... JESTEŚ GŁUPIA I NAIWNA"- mówił jej głos wewnętrzny...
Znowu zaczęła płakać... Położyła głowę na ulubionej poduszce brata i dała upust swoim emocjom. Leżała gdy ktoś otworzył drzwi... była to ciocia Dorote... Podeszła do dziewczyny i przytuliła ją..
- Proszę wypij to. Będzie Ci lżej... - podała jej jakąś tabletkę i kubeczek wody.
- mogę...mogę prosić żebyś zostawiła mnie teraz samą ? - poprosiła Christ.
-Na pewno tego chcesz ?.
Dziewczyna ledwie zauważalnie kiwnęła głową. Ciocia wyszła a ona położyła się z powrotem i zaczęła przypominać sobie szczęśliwe chwile z bratem... Gdy leżeli na tym łóżku i rozmawiali o wszystkim... O tym kto im się podoba, którzy nauczyciele ich denerwują a których bardzo lubią.... Takie błahostki..a zawsze sprawiały tyle radości... Dopiero teraz uświadomiła sobie jak bardzo jej tego brakowało od wyjazdu Pailla.
Spojrzała na szafkę gdzie były ich wspólne zdjęcia, a obok stał popękany wazon. Przypomniała sobie jak rzucali się poduszkami i jedna z wirujących w powietrzu "broni" trafiła w szklaną ozdobę, później przez całą noc sklejali to aby mama nie zauważyła. A teraz wiedziała że to już nigdy nie nastąpi; Nie pochwali mu się tym że dostała szóstkę z angielskiego, że kupiła sobie nową sukienkę, czy że dostała kwiaty od wielbiciela...On nie pomoże jej już w doborze stroju na dyskotekę, czy nie poleci dobrego filmu który na pewno by jej się spodobał. Dopiero teraz zobaczyła jak bardzo tęskniła za nim od czasu ich ostatniego spotkania które miało miejsce 4 miesiące wcześniej. Miał mnóstwo nauki i nie mógł jej aż tak często odwiedzać...
 Obiecał że nadrobią zaległości, że zabierze ją do wesołego miasteczka. Gdy ostatnio rozmawiała z nim na skaypie powiedział że ma dla niej kilka prezentów. Nie mogła się doczekać spotkania z nim, a teraz nagle okazywało się że już nigdy go nie spotka... Ostatni raz zobaczy go w trumnie... nie chciała tego widoku, i stwierdziła że nie może zobaczyć go nie żywego. Chciała zapamiętać go jako wesołego, zawsze uśmiechniętego i służącego pomocą nastolatka.
   Nawet nie zauważyła kiedy zasnęła. Śniło jej się że spaceruje z Paillem po wesołym miasteczku. Za chwilę mają iść na "diabelski młyn" . Byli bardzo szczęśliwi...
Obudziły ją krzyki... Otworzyła oczy mając nadzieję że śmierć jej brata to tylko zły sen... Jednak gdy przejrzała się w lusterku zobaczyła rozmazany makijaż...i usłyszała;
- To wszystko Twoja wina ! ... Rozumiesz ?!  To przez Ciebie draniu jeden.! ... - krzyczała jej mama.
Zaczęła schodzić po schodach i zobaczyła tatę... Podbiegła do niego i mocno się wtuliła w jego mocne barki...
- Hej skarbie... - powiedział smutno...
Christi nie mogła jednak wydusić z siebie żadnego słowa... Próbowała powiedzieć, że chce umrzeć i być przy bracie jednak żadne słowa nie przechodziły jej przez usta...Nie wydała żadnego dźwięku...
Zrobiło jej się ciemno przed oczami...Otworzyła je dopiero w szpitalu...
- gdzie ja jestem ? - zapytała zdezorientowana....
- o. Marriedith Christi otworzyła oczy! Leż skarbie spokojnie, jesteś w szpitalu...
- Witaj córeczko...- dziewczyna zobaczyła swoją mamę, która wyglądała jak cień człowieka. Ubrana była na czarno, zresztą tak jak jej tata.... Miała strasznie bladą twarz... i wyglądała dużo starzej...
- Dzień Dobry Panno Harrison. Jak się czujesz ?- zapytał pan w białym fartuchu.
- jeszcze nie zdążyłam się zorientować....
-Poproszę wyniki badań dziewczyny z dzisiaj i z wtorku.- powiedział bez emocji lekarz.
- to.. od kiedy ja tu jestem ? - zapytała zdezorientowana nastolatka.
- od tygodnia kochanie...
- a co z pogrzebem Pailla ?!
- odbył się trzy dni temu... Zrozum, nie mogliśmy tyle czekać.- odpowiedział Henry ( jej tata)
Dziewczyna zaniosła się szlochem.. i poprosiła żeby wyszli... Chciała być sama... Nie mogła znieść myśli, że nie pożegnała się z Paillem....

Pisać dalej ? ..okaże się. Proszę o komentarze ^^